Kruk

Blog istnieje, ale nie żyje.

Nagłówek: Līga Kļaviņa.

niedziela, 4 sierpnia 2013

Rozdział I (cz. 2)


Schodzili po schodach w milczeniu. Co kilka stopni Nahar celował różdżką w przymocowane do ścian żelazne świeczniki, w których zaraz pojawiał się płomień. Z każdym stopniem w dół robiło się coraz duszniej, a przykry odór stęchlizny zmieszany z wilgocią nieprzyjemnie drażnił nozdrza.
– Zawsze tutaj tak śmierdzi? – spytała dziewczynka uczepiona szaty Nahara.
– Nie, tylko wtedy, kiedy przechodzą tędy pierwszoroczni – odparł, a za chwilę dodał cynicznie: – Taki komitet powitalny.
Powstrzymał się od dalszych złośliwych uwag, przypominając sobie, że ostatecznie sam sobie jest winien. A w sumie to winny jest Damon i jego pomysły. Ej, Nahar, dawaj złóż aplikację na tutora na przyszły rok, tak dla jaj, zobaczymy czy cię wezmą.
Wzięli, oczywiście.
Obowiązki związane z niańczeniem pierwszorocznych pokrzyżowały mu plany na ten rok, a z kolei dyrektorowi się nie odmawia. Tytuł tutora był nie bez znaczenia dla jego przyszłej kariery, cokolwiek zdecydowałby się robić. Gdyby się spisał, zaraz po ukończeniu szkoły mógł nawet otrzymać propozycję nauczania wybranego przez siebie przedmiotu w Durmstrangu, a z różnych względów nie chciał pozbawiać się tej możliwości. Durmstrang oferował bezpośredni dostęp do wiedzy i wymiany doświadczeń z innymi nauczycielami, a sama pozycja pracownika instytucji magicznej sama w sobie otwierała wiele furtek w świecie magicznym. Na chwilę obecną natomiast był to najwyższy stopień wyróżnienia oraz niepodważalny dowód na to, że – obok Estēe i Anki – jest po prostu najlepszym czarodziejem w szkole i należy brać z niego przykład.
Chociaż pogodne usposobienie i nienaganna etyka pracy mogły pozornie temu przeczyć, to Nahar nie był tak do końca wzorem do naśladowania.
Od zawsze interesował się dziedzictwem Grindelwalda i jego dewizą o czystości krwi. Łączenie się z osobami o mugolskim pochodzeniu uważał za grzech ciężki względem całej społeczności magicznej. Rujnowanie linii krwi w imię jakiegoś tam niby wielkiego uczucia, pozbawiającego resztek rozumu, w efekcie prowadziło do osłabienia zdolności magicznych. Źródłem siły jest jednolitość, nie różnorodność, mawiał jego ojciec, Eru Valo.
Nahar nie przyjaźnił się z czarodziejami pół-krwi, nienawidził mieszańców. Nienawidził szlam. Nienawidził charłaków, a nawet wierzył, zgodnie z północnymi przesądami, że ściągają przekleństwo na rodzinę, w której się urodziły. Nie sądził jednak, że będzie mu pisane doświadczyć tego na własnej skórze.
Patrząc na Nahara, nikt nie podejrzewał go o takie pokłady nienawiści. Młodzieńcza twarz o łagodnych rysach i niewinnym spojrzeniu działała na jego korzyść, dając mu nieznaczną przewagę – wszyscy automatycznie zakładali, że ktoś o tak czarującym uśmiechu na pewno musi być miły. (Owszem był, zwłaszcza wtedy, kiedy mógł coś w ten sposób osiągnąć.)
Zatrzymał się. W milczeniu spojrzał przez ramię, by sprawdzić, czy któryś z pierwszorocznych nie został w tyle. Dziewięć par błyszczących ślepi patrzyło na niego w oczekiwaniu. Dziewięć – wszystko się zgadzało, mogli iść dalej.
 – Nahar, a kiedy Grindelwald ukończył Durmstrang?  – padło pytanie z tyłu.
 – Nie ukończył.
 – A zawsze tu jest tak zimno?
 – Zawsze. Nawet lodowato.
 – To znaczy, że lód pokrywa te kamienie tutaj?
Nahar pokręcił głową. Dzieciaki nie dość, że nie miały wyrobionej krzepy, to były jeszcze niespecjalnie bystre. Szczerze wątpił, czy jego podopieczni mieli w ogóle najmniejsze pojęcie o tym, co ich czeka w nadchodzących miesiącach.
Pomyślał o swoich wrażeniach z pierwszego roku.
Dyscyplina. Brak sentymentów, wygórowane wymagania nauczycieli i żadnych wymówek – taki był Durmstrang. Bezwzględny, za to niezwykle efektywny.
Za złamanie regulaminu czekała koza. Ciasno ściśnięte metalowe łańcuchy, spuchnięte i posiniaczone nadgarstki – to tylko niektóre ze wspomnień, które przyszły mu do głowy. Nie on jeden wisiał przypięty łańcuchami do sufitu... Zdarzało się przekroczyć regulamin. Raz. Dwa. Może trzy... Potem już się nauczył, żeby nie pyskować jak Romanow na lekcji, a podczas nocnych przechadzek po zamku nie dać się złapać. Wszystko można, jeśli cię nie złapią. Człowiek w końcu się uczy.
Nie narzekał. Co prawda dla chuderlawego jedenastolatka treningi z emerytowanym, despotycznym trenerem niemieckiej ligi quidditcha – Heinrichem Wolffem – dawały w kość, ale po kilku miesiącach szło przywyknąć do porannej rutyny. Treningi były obowiązkowe. Poprawiały kondycję i jednocześnie sprawiały, że zimy stawały się jakoś bardziej znośne.
– Za pół roku nie będziecie się tak telepać – oznajmił, kiedy wszyscy dotarli na dół. Szczeniaki dygotały z zimna, w końcu dużo czasu spędziły w zupełnym bezruchu, słuchając przydługawych wywodów Vasileva. Nawet futra nie dawały tyle ciepła, ile powinny. – Każdy dzień będziecie zaczynać od treningu z profesorem Wolffem. Pobudka o szóstej, ćwiczycie przez półtorej godziny, potem śniadanie w Sali Jadalnej, gdzie na znajdziecie plan zajęć – dodał obojętnie i zaczął ponownie przeliczać pierwszorocznych.
Stali w okrągłym pomieszczeniu, otoczeni jedynie kamiennymi ścianami. Żadnych dziwacznych rzeźb, odstających kafelków czy charakterystycznych wypustek. Wszyscy zastanawiali się, dokąd właściwie Nahar ich prowadził i czy w razie potrzeby zapamiętają tę drogę.
– P-przez p-półtorej g-godziny co-codziennie?! – przeraziła się dziewczynka uczepiona szaty swojego tutora, cała dygocąc.
– Pierwszy rok tak ma, musicie nabrać trochę mięśni.
– Ty też-ż m-masz tr-r-reningi? – wypytywała dalej, a reszta wlepiła ciekawskie oczy w Nahara.
– Ja mam treningi innego rodzaju – spojrzał na nią bardzo wymownie, mając nadzieję, że to wystarczy, aby się wreszcie przymknęła. Niedoczekanie.
– Jakie? Grasz w quidditcha? Gdzie mamy boisko? A pierwszoroczni mogą być w drużynie? Kiedy będą zapi… – Nahar przytknął jej dłoń do ust. Przynajmniej było to o wiele bardziej subtelne, niż potraktowanie małej zaklęciem milczenia.
– Jeszcze słowo i zrobię z ciebie kebab. – Pokiwała głową, a Nahar zabrał rękę. Dziewczynka wzięła krótki oddech i otworzyła usta, jakby chciała zadać na szybko jeszcze jedno jedyne, ostatnie pytanie, ale Nahar uprzedził ją: – Bo będzie kebab! – Pogroził palcem i posłał jej groźne spojrzenie. Tym razem nie musiał powtarzać.
Nagle na ścianie na wprost nich pojawił się sporych rozmiarów wirujący cień i po chwili przybrał postać przypominającą człowieka w szacie z ogromnym spiczastym kapturem zakrywającym głowę. Młodzi czarodzieje wzdrygnęli się ze strachu, kiedy cień zawisł nieruchomo w powietrzu, ze skrzyżowanymi rękoma i uniesioną głową. Czuli strach, a zachowanie zjawy nie pomagało im w opanowaniu się.
– To jest Cień.
– Zauważyliśmy – jęknął jakiś chłopiec z tyłu.
Cień podleciał do niego i okrążył go kilka razy, a następnie szarpnął za futrzany płaszcz. Młody oniemiał z przerażenia. Gdyby nie fakt, że był w ogromnym szoku, zacząłby piszczeć jak dziewczyna.
– Cień jest strażnikiem Wilczej Nory, jeśli ktoś nie wie, jak tu wejść, to nie przejdzie przez Cień. Generalnie wy nie musicie się go bać, ale ten… czasami lubi sobie postraszyć.
– Ja tam się go w ogóle nie boję – oświadczyła dziewczynka.
– Kebab, japa! – powiedział zarazem stanowczo i pieszczotliwie, po czym kontynuował: – W szkole możecie spotkać trzy zjawy: Cień, Białą Damę i Upiora. Cień jest nasz, Biała Dama strzeże Orlego Gniazda, a Upiór Groty Pegaza.
– Jak wygląda Upiór? – zapytał jakiś dzieciak, przy którym stał Cień i złowrogo spoglądał na wszystkich dookoła.
– Ee… Jak go zobaczycie, to się domyślicie.
– A Biała Dama?
– Jest biała. – Nahar wywrócił oczami. – Teraz, jeśli chcecie się dostać do Wilczej Nory, musicie użyć różdżki... Cień jest strasznie nieufny, a zaklęcie, jak dla pierwszorocznych, dość wymagające, dlatego przez kilka miesięcy poruszacie się ze mną, ewentualnie z kimś, kto wie, jak to zaklęcie działa. Zanim nauczycie się używać poprawnie różdżki, minie trochę czasu – zauważył i ostentacyjnie spojrzał na sufit, przygryzając wargę z zakłopotania. – Jeśli w późniejszych latach będziecie chcieli wejść do środka i będzie z wami ktoś ze starszego rocznika, wtedy starszy używa różdżki, nie wy. Zawsze.
– Dlaczego?
– Bo takie są zasady, jasne? Zwykła kurtuazja.
Wszyscy jednocześnie kiwnęli głową, a Cień uśmiechnął się szyderczo. Nahar uniósł różdżkę.
– Lupus Asylum.*
Z końca różdżki wystrzeliła ciemna smuga, która po chwili przekształciła się w wielkiego wilka. Czarna bestia rozglądnęła się, podeszła do ściany, usiadła i głośno zawyła. Jedna z kamiennych płyt jak na komendę zapadła się pod ziemię, ukazując krótki okrągły tunel. Na jego końcu migotało światło.
Cień jeszcze raz okrążył pierwszorocznych, zawirował wokół własnej osi, po czym rozpłynął się w powietrzu razem z czarnym wilkiem. Jakiś chłopiec z tyłu o zagadkowym wyrazie twarzy uniósł rękę, chcąc zadać pytanie.
– Hm? – mruknął Nahar, patrząc w jego kierunku.
– Czy wszystkie domy tak mają? W sensie ten… – wskazał na miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedział wilk.
– Nie wiem, jak inne domy wchodzą do siebie – burknął. – My to robimy tak.
– A czy każdy wilk jest taki jak twój? Duży, czarny… – Otworzył szerzej oczy. – Straszny.
– Nie, każdy ma swojego wilka. Wiecie, co to patronus? – Pokręcili głowami. No tak, skąd mogliby wiedzieć. – Ech… Nieważne. Zaklęcie typu Asylumto coś podobnego do zaklęcia Patronusa, ale… Zresztą, będziecie się tego uczyć.
– A… Nahar, to długo trzeba się uczyć tego zaklęcia? 
– To znaczy, wiesz, ja nie zniechęcam. Niewykluczone, że gdybyś spróbował takiego wyczarować teraz, to przy odrobinie szczęścia miałbyś przed sobą pluszowego szczeniaka – odpowiedział najpoważniej, jak potrafił, choć w jego głosie przebrzmiewał sarkazm.
Reszta zachichotała. Nahar uniósł nieznacznie kąciki ust, jakby na siłę powstrzymywał uśmiech. Wskazał na wyżłobiony tunel w ścianie, zapraszając gestem do środka.

~asylum~

Anka razem z piątką pierwszorocznych stała w podłużnej sali przed wejściem do domu Pegariusa. Damon, po zakończeniu samotnej przechadzki, pechowo dołączył do nich, co najwyraźniej poirytowało Ankę.
Na ścianach widniało kilka malowideł z krajobrazami różnych krain północy, a sklepienie wąskiej sali uświetniały zniszczone przez czas freski obrazujące ważniejsze osobistości z północy, takie jak rudowłosa piękność Sigstjernen, czy stara i pomarszczona Stella Polaris.
– Vasilev ma poczucie humoru, wybierając ciebie na tutora. – Damon zwrócił się do Anki. – Porozumiewasz się z nimi na migi czy po prostu nadajesz morsem? – Zamrugał szybko, potem dwa razy przymknął na dłużej powieki i ponownie szybko zamrugał.
W odpowiedzi Anka spojrzała na niego z zażenowaniem.
Od zawsze była wyrzutkiem. Jedną z tych czarownic, która zawsze mało mówi, dużo myśli, a jeszcze gorzej wygląda. Jej wyraz twarzy na ogół wzbudzał politowanie, zdawał się mówić „przepraszam, że żyję”, a jej spojrzenie przywodziło na myśl spojrzenie zbitego psa.
Gdziekolwiek się pojawiła, przynosiła ze sobą dziwną, krępującą energię. Ludzie nie wiedzieli, jak powinni się zachowywać w jej towarzystwie. Ciężko ich za to obwiniać, zwłaszcza że Anka zdecydowaną większość czasu milczała, obserwując innych fanatycznym wzrokiem. Pilnie analizowała każde nerwowe spojrzenie, gest, tik. Nigdy nie sprawiała wrażenia chętnej do dyskusji, a zmuszana do mówienia (ostateczność), była opryskliwa i wredna.
Dwa lata temu Sigyn znalazła zaklęcie wyrywające wszystkie włosy z głowy. Z nudów, w ramach rozrywki postanowiła przetestować je na Ance, która od pierwszej klasy była dla niej workiem treningowym.
Sigyn nie potrzebowała specjalnego zaproszenia w postaci prowokacji, aby zrobić komuś niechcący krzywdę. Oczywiście musiała odsiedzieć swoje w kozie za większość wybryków, ale nigdy jej to nie powstrzymało. Poza tym, kto odmówiłby poznęcania się nad Przepraszam-Że-Żyję Anką?
Sigyn standardowo dostała wyrok odsiadki w kozie i serię szlabanów, ale jej zdaniem było warto. Natomiast Damon, obrońca uciśnionych, poczuł się zobowiązany do zbawienia całej sytuacji, mimo ogólnej awersji do Anki.
Anka była w jego domu, więc uważał to za jedynie słuszne, by osobiście naprawić dzieło Sigyn. Poza tym zgrywanie bohatera sprawiało mu wiele przyjemności, bo lubił się popisywać. Szybko wynalazł jakieś przeciwzaklęcie i pomógł Ance.
– Może jakieś dziękuję, co? – spytał, kiedy z łysej głowy Anki zaczęły odrastać długie, gęste, czarne włosy.
– Nie mam powodu, żeby ci dziękować – prychnęła z pogardą. – Jesteś tylko kolejnym pospolitym przykładem przeciętnego samca z zaburzeniami w obiektywnym postrzeganiu swojej funkcji społecznej. Odczuwasz irracjonalną potrzebę niesienia pomocy bezradnym i uciśnionym – jedynie w twoim mniemaniu – bo czujesz niczym nieuzasadnioną odpowiedzialność za osoby względnie słabsze i jednocześnie uważasz to za swoją życiową misję, bo to sprawia, że po prostu czujesz się dobrze. Skrajny przypadek zaawansowanej filantropii? Nie sądzę. Jesteś jedynie kolejnym zarozumiałym dzieciakiem, który myśli, że zbawi świat, jak tylko machnie różdżką w odpowiednim kierunku. Zrobiłeś to dla siebie, nie dla mnie. Wyświadcz mi przysługę, dobra? Dopieść ego i sam sobie podziękuj.
Nikt nie jest idealny. Damon na pewno nie był.
– Twoje milczenie mówi tak wiele – zwrócił się ponownie do Anki, która i tym razem nie zaszczyciła go odpowiedzią.
Z jednej strony chciał przyspieszyć inicjację wejścia pierwszaków, a z drugiej – całkiem dobrze się bawił, widząc Naczelnego Odludka-Niemowę Szkoły w akcji.
Pozłacane dwuskrzydłowe drzwi oddzielały wąski korytarz od dormitorium. Anka podeszła do drzwi i przejechała dłonią po powierzchni, jakby szukając rękojeści.
Obecność Damona dekoncentrowała ją, a nagłe pojawienie się Magnusa Waltera po drugiej stronie korytarza, tym bardziej nie pomogło. Wydawał się jeszcze bardziej blady niż na apelu w Sali Zgromadzeń, a jego biała skóra kontrastowała z przekrwionymi oczami i wręcz sinymi ustami.
Szybko dołączył do garstki uczniów, a Anka przyglądała się całej scenie w milczeniu. Profesor czarnej magii podszedł do jednej z dziewczynek i stanął na wprost niej. Początkowo nie reagowała, rozglądnęła się tylko nerwowo, licząc na słowo wyjaśnienia. Magnus otworzył szeroko usta, aby zademonstrować okazałe kły, które w ułamku sekundy znacznie urosły i zgrubiały. Zacisnął palce na ramieniu dziewczynki, schylił się, a jego oczy przybrały kolor szkarłatu. W sali rozległ się przeraźliwy pisk.
– Anka, do cholery, to tylko zwykły bogin! – wrzasnął Damon, po czym, widząc, że Anka nie specjalnie rozumiała to, co się dzieje, sam wziął sprawy we własne ręce. – Riddiculus.
Bogin zamienił się w matrioszkę, która zaczęła wesoło tańczyć dookoła uczniów i po chwili wskoczyła w szparę między złotymi drzwiami. Zawsze, kiedy Damon wyobrażał sobie coś śmiesznego, miało to jakiś związek z Rosją. Nie potrafił wytłumaczyć tej zależności, przecież Rosjanie nawet nie są zabawni.
Pierwszoroczni przez moment stali w milczeniu, analizując jeszcze raz, co tak właściwie zaszło. W końcu Damon, widząc ich miny, zaczął zwijać się ze śmiechu.
– Dobra, to teraz... no nie, nie wierzę... Kto podejrzewa Waltera o wampiryzm?
Blondwłosa dziewczynka nieśmiało uniosła rączkę.
– Ja...
– Ja-kto?
– Safira Lilov. – Zarumieniła się i przygryzła wargę, opuszczając głowę ze wstydu.
Słodki Merlinie, pomyślał Damon, najmłodsza córa Lilova! Te same rysy twarzy, ten sam uśmiech… Momentalnie do jego głowy zaczęły napływać wzniosłe wizje zrobienia z niej nowej gwiazdy quidditcha.
– Więc boisz się Magusa, tak? – zapytał, wracając do rzeczywistości.
– On wygląda tak... tak... – Zademonstrowała coś niezrozumiałego gestem.
Magnus Walter niekoniecznie przypominał typa, z którym każdy chciałby się zaprzyjaźnić, ale żeby zaraz robić z niego wampira?
– To tylko bogin. Połączony zaklęciem ze złotymi drzwiami.
Raz jeszcze uśmiechnął się przyjaźnie do małej Safiry, po czym szepnął do Anki:
– Dlaczego Vasilev zrobił z ciebie tutora – tego nawet już nie chcę wiedzieć. Porażka roku. Equus Asylum. – Z różdżki wystrzelił kary pegaz, który spokojnym kłusem wbiegł w złote wrota, otwierając je na oścież. Damon zwrócił się przyjaźnie do pierwszorocznych: – Za pół roku powinniście już wiedzieć, jak rzucać to zaklęcie, Magnus wszystko wam wyjaśni, ale mając ją za tutora... – Skinął głową na Ankę i spojrzał na młodych bardzo wymownie. – Życzę powodzenia.
Damon zniknął za drzwiami.
– Tutorze, czyli co to było, skoro nie Magnus? – spytała za chwilę zaintrygowana Safira.
Anka posłała jej spojrzenie pełne nienawiści, mając wciąż na uwadze reakcję Damona, w momencie, kiedy usłyszał nazwisko małej. Lilov. Co to w ogóle za nazwisko? Brzmi jak spryskiwacz do toalety.
– Po pierwsze, dla ciebie – profesor Walter! – syknęła jadowicie. – A to był, jak to wyjaśnił nasz Wszechwiedzący Damon, tylko zwykły bogin. Upiór, strażnik naszego domu. Lykanooru strzeże Cień, Erelheimu Biała Dama, jeżeli ta wiedza w jakikolwiek sposób was wzbogaca intelektualnie.
– Tutorze, a czy inni też wiedzą, że mamy bogina za strażnika? – wyrwał się jakiś chłopak wyglądający na typowego cwaniaka. – Można go przecież łatwo obejść, a potem ktoś może się dostać do naszego domu, a jak wtedy...
– Zamknij się – syknęła Anka. – Skoro tak łatwo go obejść, to dlaczego sam go nie powstrzymałeś? Nikt nie wie, że akurat ten bogin to powszechnie znany i lubiany Upiór Pegariusa. Jesteś taki bystry, aż dziwne, że nie wiesz, że boginy są zmiennokształtne. Skąd inni mieliby niby wiedzieć, że to, co straszy ich w nocym koszmarze, jest jednocześnie naszym dobrym duszkiem?
Ruszyła przed siebie i machnęła ręką, aby podążyli za niąZaklęła pod nosem w nieznanym im języku.

~asylum~

[1] Lupus Asylum, Equus Asylum – zaklęcia zmyślone.  

19 komentarzy:

  1. Dobra, przyznam się do czegoś ;P! Wiesz, na początku zaczęłam czytać Twojego fika jedynie przez wzgląd na to, że akcja nie miała dziać się w Hogwarcie. W pierwszym rozdziale (cz. 1) podobały mi się już podstawy kreacji postaci, ale część druga... no, powaliłaś mnie na kolana. Ej, ale serio mówię. Chyba (na pewno) jeszcze nigdy w blogosferze nie przeczytałam czegoś, co by mnie aż tak zachwyciło (zaczynam brzmieć dziwnie, jak jakaś zbzikowana fanka...). Od kąśliwych uwag Nahara, "kebab, japa!" (genialne!!! [nigdy w życiu nie użyłam też trzech wykrzykników na poważnie... no, musiał być ten pierwszy raz]), po Ankę (bo do tragicznego stopnia potrafię się z nią uosobić... naprawdę, wyszła ci wspaniale, jest po prostu tak naturalna, że do nóżek padam) i nawet Sigyn, o której tylko wspomniałaś.

    No i ogólnie ten rozdział zamordował żałosne ochłapy wiary, które żywiłam względem swojego opka xD. Czytało się szybko i chyba pierwszy raz w życiu mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że czuję "niedosyt", bo teraz faktycznie tak jest. Nawet się nie zorientowałam, a z pierwszego zdania magicznie znalazłam się już na końcu części drugiej, wciąż podśmiewając się cicho z "kebab, japa!".

    Ja sobie chyba wytatuuję ten tekst... D:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ... albo ten: "Skrajny przypadek zaawansowanej filantropii? Nie sądzę."

      Jak tak dalej pójdzie, Anka będzie moją ulubioną postacią. Zdradź mi, czy wiążesz z nią jakieś większe plany!

      A tu: "Jesteś wyrośnięty, przemądrzały dzieciak!" od gramatyki urwało :P

      Usuń
    2. Pocukrzyłaś, aż się zasłodziłam ^__^ Nie, poważnie. Nie każdy lubi taki typ humoru, jaki ja uprawiam, o ile w ogóle to się kwalifikuje pod jakikolwiek humor.

      Kebab inspirowany chłopakiem mojej przyjaciółki, przyznaję się!

      No i ogólnie ten rozdział zamordował żałosne ochłapy wiary, które żywiłam względem swojego opka xD. ALE TO ŹLE CZY DOBRZE? :D Bo nie wiem, czy powinnam się martwić...

      Co do Anki - tak, na pewno nie jest bez znaczenia dla fabuły, ale nie wiem, czy Ci się spodoba w dalszych rozdziałach.

      Swoją drogą, ciężko mi jednoznacznie określić, kto tu jest głównym bohaterem. o_O

      "Jesteś wyrośnięty, przemądrzały dzieciak!" - właśnie nie wiem dlaczego, ale to zdanie mimo, że mnie wręcz szczypie w uszy swoją dziwaczną konstrukcją, nie poprawiłam z premedytacją. Kiedy ja chce komuś "dołożyć", miewam tego typu wpadki. Ale jeśli uważasz, że powinnam to poprawić, co by lepiej brzmiało, to proszę skoryguj mnie, bo może mi się tylko wydawać, że to brzmi fajnie, a tu kupa. :)

      Dziękuję za błyskawiczną wypowiedź,
      Pozdrawiam!!!

      Usuń
  2. " – Zawsze tutaj tak śmierdzi? – spytała dziewczynka uczepiona szaty Nahara.
    – Nie, tylko wtedy, kiedy przechodzą tędy pierwszoroczni – odparł, a parę schodków później dodał cynicznie: – Taki komitet powitalny." - oficjalnie mianuję Nahara człowiekiem ujem. teraz może dołączyć do mojej ekipy.

    "Ambicja, dyscyplina, brak sentymentu, nadmiar zadań domowych, wygórowane wymagania nauczycieli, żadnych wymówek - taki był Durmstrang. Bezwzględny, ale niezwykle efektowny." - jeśli chodzi ci o to, że był zjawiskowy - być może. Jeśli natomiast o to, że ta bezwzględność przekładała się na rezultaty, to nie efektowny, a efektywny. :)

    Zakochałam się w sposobie, w jaki wchodzi się do poszczególnych domów, choć bardziej podoba mi się wejście do domu Pegaza niż Wilka.
    Zaintrygował mnie Nahar i sprawa, którą musi naprawić w jakiś sposób, bo wyrasta tu już tajemnica, którą muszę poznać natychmiast, teraz!
    Przyznam się, że też myślałam, że od gramatyki urwało, ale jak przeczytałam drugi raz tę wypowiedź, uznałam że jest w porządku.
    Córka Lilova jest urocza! <3 Wyobraziłam ją sobie jako dziewczynkę o grubych, długich blond warkoczach, dużych, jasnych oczach i bladych ustach. Taką kruszynkę, nie wiem dlaczemu.
    Autorskie zaklęcia ładne, nietandetne, przyjemne do czytania i wypowiadania na głos, co z chęcią uczyniłam.
    Sama wizja szkoły, w której istnieje coś takiego jak rygor i dyscyplina jest tak odmienna od Hogwartu, który za czasów Dumbledore'a jest twierdzą wolności, zwłaszcza dla wybrańców.

    Nie denerwowało cię nigdy, że Potterowi wszystko uchodziło na sucho? Jasne, dostawał jakieś tam szlabany, ale narobił wiele głupich rzeczy... a mimo tego. No cóż, może tylko mnie tak irytuje ten chłopak. ^^

    W każdym razie cięty humor Ci dopisuje i oby tak dalej, kochana xBC, bo świat byłby smutny bez niego.

    Wracaj jak najszybciej. :)

    Buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nahar człowiek-sku*wiel? Ale przecież on jest miły! :D

      No tak, efektywny *yebs*. Poprawiłam, dziękóweczka.

      Taaak, liczyłam na to, że wyobrażenie Safiry będzie właśnie takie, mimo, że nic bliżej nie napisałam. Ale słodka kruszyna w warkoczykach - to jest to!

      Oczywiście, że mnie denerwowało! Tylko, że Potter był ulubieńcem dyrektora, więc sobie mógł, co nie... A Durmstrang, to nie Hogwart, więc podejrzewam, że Argus Filch czułby sie tutaj jak w domu, if you know what I mean. :D

      Humorek, tak. Jest nawet trochę nie tyle cięty, co głupawy. Ale co tam.

      Usuń
  3. Kebab mnie zniszczył, zwłaszcza w wersjach "Bo będzie kebab!" i "Kebab, japa!". :D Nahar moim idolem! Ciekawie rozwiązałaś też sprawę dormitoriów - nie dość, że każdy ma osobne zaklęcie, to jeszcze istnieje Strażnik Domu, ciekawe, ciekawe, podwójne zabezpieczenie zawsze dobre. Jeszcze tylko na koniec dodam, że gardzę wulgaryzmami, zwłaszcza w opowiadaniach potterowskich, w których szczególnie mi one nie pasują, no ale co ja mogę...

    Pozdrawiam,
    [diamond-fair]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli jednak najlepsze teksty, to te tworzone w realu. W każdym razie gdyby nie moja psiapsióła i jej super-duper facet, kebabu by nie było!

      No wiem, wiem, nie wszyscy lubią wulgaryzmy - ja też nie lubiłam, ale się przekonałam po jakimś czasie. Myślę, że to dlatego nie pasują, bo sam HP jest wygłaskany w kancik (to nie jest krytyka, absolutnie!, bardzo fajnie wręcz, że nie ma tam mięcha, ale u mnie natomiast jest i chyba będzie, no bo co ja zrobię, że lubię, no :c ).

      Pozdrawiam Cię serdecznie! :)

      Usuń
  4. Przy Durmastrangu, Hogwart to raj na ziemi ;d.
    Pobudka od szóstej rano, półtoragodzinny trening z rygorystycznym Niemcem, upiory, które mogą przysporzyć o zawał serca (w szczególności Bogin). Nie, dziękuje bardzo. Heh.
    Myślę, że z panią Rowling możecie sobie podać ręce. Bo tak jak ona opisywała Hogwart, ty idealnie wykreowałaś Durmstrang. Chyle czoła. Majstersztyk. A to dopiero początek.
    Mógł z niej zrobić ten kebab, tak jak Moody zrobił z Draco fretkę ;p.
    Jakaś taka późna godzina i komentarz mi się nie chce sensownie skleić, a można by tyle napisać :).
    Dobra, to ja czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam.

    http://pieczecie--magii.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm 15.22? No, u mnie na zegarze jest 0.23 ;p.

      Usuń
    2. Kwestia nieprzestawionej w ustawieniach strefy czasowej. ;) Dobra, starczy offtopu.

      Usuń
    3. @Felippe, ależ nie ma czemu chylić czoła, naprawdę. I na pewno udowodnią to kolejne rozdziały, wierz mi!
      Obawiam się, że spaliłabym się ze wstydu przed panią Rowling :(
      Tak czy inaczej, bardzo dziękuję za przemiłe słowa i cieszę się, no.
      Dobry off-top nie jest zły. Nie znam się na zegarkach blogowych, niestety, a poza tym, szczęśliwi czasu nie liczą, czy jakoś tak.

      Pozdrawiam!

      Usuń
  5. "Co kilka kroków Nahar celował różdżką w żelazne świeczniki przymocowane do ścian nad ich głowami i zapalał pochodnie, aby oświetlić drogę. Z każdym krokiem robiło się coraz bardziej duszno, a im niżej byli, tym wyraźniej odczuwali przykry odór wilgoci." Powtórzonko.

    "Planował poświęcić czas na opracowanie strategii całego planu działania i dogłębne przestudiowanie odpowiednich ksiąg – nigdy nie wiadomo, na co można się natknąć w otchłani Niflheim, Krainie Śmierci." A nie "Niflheimu" i "Krainy Śmierci"? Bo staramy się odmieniać, jak możemy. Chyba, że ta konkretna otchłań nazywała się Niflheim, to wtedy oczywiście cofam, ale wtedy wypadałoby ją zapisać wielką literą.

    "W każdym razie[,] wracając w tym roku do szkoły, na pewno nie planował pouczać rozwydrzonych bachorów na temat tego, jak powinni zachowywać się uczniowie Durmstrangu."

    "Szczeniaki dygotały z zimna, w końcu dużo czasu spędzili w Sali Zgromadzeń w zupełnym bezruchu." Spędziły.

    " – Jeszcze słowo i zrobię z ciebie kebab. – Pokiwała głową, a Nahar zabrał rękę. Dziewczynka wzięła krótki oddech i otworzyła usta, jakby chciała zadać na szybko jeszcze jedno jedyne, ostatnie pytanie, ale Nahar uprzedził ją: – Bo będzie kebab! – Pogroził palcem i posłał jej groźne spojrzenie. Tym razem nie musiał powtarzać." <3

    "– Kebab, japa! – powiedział zarazem stanowczo i pieszczotliwie, po czym kontynuował:" <3 again. I w ogóle to zaczynam go uwielbiać, dostał plus pięć do fajności za sposoby radzenia sobie z dziećmi. ^^

    " – A Biała Dama?
    – Jest biała. – Nahar wywrócił oczami." <3 again and again. Roześmiałam się na głos, no kidding.

    "Czarny wilk podszedł do ściany, usiadł i głośno zawył." I wszystko jasne, skąd tyle szlabanów - jak ktokolwiek będzie wracał do Domu po wyznaczonym czasie, to nie ma opcji, żeby ktoś nie usłyszał. Spryyytne.

    "– Nie wiem, jak inne domy wchodzą do siebie – burknął. – My to robimy tak." Domyślam się, że raczej chciał uciszyć dzieciaka i nie czuł potrzeby dzielenia się z nim takimi informacjami, ale i tak na wszelki wypadek dam znać, że to niemożliwe, żeby nie wiedział. Założę się, że pierwszym, co zrobią dzieciaki, będzie podzielenie się wszelkimi informacjami ze znajomymi (a na pewno część z nich ma znajomych w innych domach). Chyba że jest jakieś zaklęcie czy urok, który nie pozwala na dzielenie się takimi informacjami?

    "Lupus Asylum i Equus Asylum – zaklęcia zmyślone. Hej, zaczynam być naprawdę dobra w te klocki! Wiecie, łacina, greka i jedziesz zaklęcie, żadna filozofia, dajcie mi różdżkę." Ahahahahha, to ja poproszę więcej autorskich w takim razie! :D


    W ogóle, ojacie, xBC, jak tak czytam o Twoim Durmstrangu, to aż mam ochotę napisać do niego fanfik! Jest taki klimatyczny i mroźny, i tajemniczy, i w ogóle taki cud miód wypieszczony. I uczniowie mają tam tak źle, że jest tyyyle szans na rozwlekłe użalanie się nad sobą (co uwielbiam, jak powszechnie wiadomo). ;)
    Oja, oja, straszliwie mi to wszystko odpowiada!

    A co do samej treści rozdziału - wejścia do domów faajne, ale średnio praktyczne. Ale jestem pewna, że takie właśnie miały być - pompatyczne i widowiskowe, to zdecydowanie pasuje do Durmstrangu. No i wymagające wiedzy i umiejętności, tak. W Durmstrangu Harry by sobie nie porozwiązywał zagadek, nie ma opcji.
    Dzieciaku urocze, co podoba mi się tym bardziej, że ciągle im się obrywa - dobrze im tak, małe smarki. Nahar uroczy, bardzo mi się podoba jego lekkość w obyciu, te drobne złośliwostki przemycane z czułością, a jednocześnie w głowie mroczne intrygi, które pewnie dane nam będzie poznać za dłuugi czas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anka jest przedziwna w tej swojej cicho-wredności, ale naprawdę fajnie wychodzi, jak się w końcu odezwie - zero litości czy to dzieciaki, czy znajomi z roku. Kojarzy mi się trochę z Jo z "Funny Face" plus dziesięć do zjadliwości. Och, jak by było pięknie wplątać ją w przyszłości w brudny romans ze Snejpem... *marzenia*
      Ale Damon, bo to on tu jest głównym postaciem - pokazał się na chwilę, ale tyle wystarczyło, żeby wypadł bardzo fajnie. Sympatyczne wrażenie zrobił, mimo wszystko. I bardzo chętnie zobaczę jego próby poczynienia z małej Lilóvny zapalonej zawodniczki quidditcha. (Już ją widzę, jak kompletnie jej to nie idzie, bo boi się wysokości i boi się tłuczków, a tak ciężko naraz latać i machać pałką/łapać kafel/wypatrywać znicza, kiedy to jeszcze tak wieje, huhuhu).
      Fajne jest to, że całość zaczyna się poważnie, od tych Naharowych przemyśleń, a potem leci w raczej lekkim stylu, ale jednocześnie nie zapominamy gdzie jesteśmy i zachwycamy się szkołą jak pierwszoroczni. Przebija w tym wszystkich przerażenie dzieciaków, co fajnie wychodzi w porównaniu do skupienia "weteranów" na zupełnie innych sprawach. Generalnie aż chciałoby się krzyknąć "mało" i w zasadzie nic mnie nie powstrzymuję, więc krzyczę: mało! Kiedy będzie więcej?
      Ja czekam, ogromnie jestem ciekawa tego, co będzie dalej i co jeszcze przed nami odsłonisz, o.

      Pozdrowienia serdeczne bardzo,
      Miękko

      Usuń
    2. Dziękuję za wytyki błędów, jesteś jak zawsze niezawodna <3

      Nie mam pojęcia kto to Jo z Funny Face, ale aż się wgłębię w temat, bo czuję się zaintrygowana.

      Borze, Miękko. Siedź cicho z tym Snapem, bo psujesz mi światopogląd moralny! I stąpasz po kruchym lodzie, bo wdepłaś w koncept fabularny też, bo reputacji to chyba już się nie da bardziej.

      Damon niby powinien być głównym postaciem, ale dochodzę do wniosku, że lepiej wypada jako postać drugoplanowa, przynajmniej na razie. Ale miło, że wątek z Lilovą pozytywnie odebrany, coś z tym zrobię! :)

      Lekki styl, ta... Równowaga w przyrodzie musi być, więc proszę się nie zdziwić, jak w następnym rozdziale dowalę patosem.

      Jak zawsze, miło czytać Twoją wypowiedź niezmiernie mi było!

      Ściskam i dziękuję <3





      Usuń
    3. Tak, tak, pisz do mojego fanfika, fanfik! Jak tak dalej pójdzie, na pewno popadnę w samozachwyt.

      Staram się wypieścić w szczegóły jak się da, przyznam się wręcz, że się boję, bo tutaj za dużo wyobraźni używam, a to niekoniecznie może wyjść na dobre.

      Jak fajnie, że ktoś to zauważa (w zasadzie to Ty zawsze zauważasz wszystko i widzisz drugie dno, nawet jeśli o tym nie pisałam wprost, dlatego to jest takie jeszcze bardziej super!) - to jest Durmstrang, nie ma obijania się. Harry by sobie nie dał rady, o nie.

      Nahar to jest gościu, w którym bym się sama zakochała chętnie (chyba gdzieś już o tym pisałam). Złośliwo-czuły, dokładnie tak. No co... Nie mam chłopaka, to sobie go chociaż stworzę, co nie? :D

      Usuń
    4. Kłaniam się i polecam na przyszłość!

      *demoniczny śmiech i zacieranie łapek*

      Powiem Ci, że stworzyłaś chłopakowi tak pięknych charakterologicznie kolegów i koleżanki, że nawet mi ta jego drugoplanowość nie przeszkadza. ^^

      Ej, ale serio, tak ładnie ten świat kreujesz, że nic, tylko fiki pisać. :D

      Łe, nic Cię praktycznie nie ogranicza, więc też wyobraźni nie ma co hamować. A wszyscy kochają wypieszczone szczegóły, przecie!

      No pewnie, napisany facet, to najlepszy facet! ;p

      Ściski, ściaski, cieszę się bardzo, żeś back!
      Miękko

      Usuń
    5. No pewnie, napisany facet, to najlepszy facet! ;p
      ^ Wypijmy za to!

      Buźka <3

      Usuń
  6. Czuję się jak ci pierwszoroczniacy - razem z nimi odkrywam Durmstrang. To naprawde niesamowite, jak pięknie to wszystko wymyśliłaś. Hogwart, razem z jego domami i historią jest mi już tak dobrze znany z książek, filmów i fanficków, że nie widzę w nim żadnej magii ani tajemnicy.
    Durmstrang za to... Cudowne są te wszystkie nowe nazwy, postacie i zwyczaje. Poranne treningi? To coś, czego zawsze brakowało mi w Harrym Potterze.
    Anki nie polubię nigdy. Nawet gdyby się nagle zmieniła. Jak można tak cały czas pluć jadem na wszystkich? Strasznie wstrętne dziewuszysko. Damon za to jest naprawdę sympatyczny. Może faktycznie zapatrzony w siebie, ale w taki przyjazny sposób.
    Wzmianka o Nifheimie strasznie mnie zaintrygowała. Czyżbyś miała zamiar wprowadzić do opowiadania bogów? To mogłoby być zabawne.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że chyba dlatego też wprowadziłam wątek tych pierwszorocznych - wtedy odkrywanie jest o wiele przyjemniejsze i bardziej świeże. Tak mi się wydaje przynajmniej.
      Dziękuję i dziękuję i dziękuję <3. Widzę Durmstrang przez taki swój subiektywny pryzmat i liczę się z tym, że nie każdemu przypadnie do gustu, ale czytając taki komentarz, jak Twój aż trudno się nie cieszyć, że ten pomysł nawet daje radę :)
      No Anka, to Anka, nie wszystkich bohaterów się lubi, prawda? Ale przez to podobno ciekawiej się czyta.

      Tak, tak myślę o paru wątkach z mitologii nordyckiej. W końcu tworzy się tu coś zupełnie innego od Hogwartu, więc równie dobrze mogę zaraz napisać legendę o tym jak to Odyn stworzył Durmstrang :D

      Pozdróweczka!

      Usuń